Stanisław Lem - Cyberiada
gatunek: science-fiction
liczba stron: 520
gatunek: science-fiction
liczba stron: 520
Cyberiada to ponad dwadzieścia opowieści o kosmicznych przygodach Trurla i Klapaucjusza. Bohaterowie są robotami i wybitnymi konstruktorami, wręcz czarodziejami tego świata, bo technologia, z której korzystają jest dla nas - zgodnie z trzecim prawem Clarke'a - nieodróżnialna od magii. Jakkolwiek by ich jednak nie nazwać, można przyjąć, że mogą zbudować absolutnie wszystko. Oczywiście dwaj panowie będący zarazem przyjaciółmi i konkurentami, rozwiązują z pomocą swoich zdolności różne problemy. Skoro zaś są praktycznie wszechmocni, to przez większość czasu nie zastanawiamy się czy coś mogą zrobić, ale czy zrobić powinni i jakie będą tego konsekwencje?
Czytanych przed laty "Bajek Robotów" nie wspominam zbyt dobrze. Nie mam nic przeciwko baśniowo-futurystycznej konwencji z robotami w rolach głównych. Przeszkadzał mi jednak język - masa neologizmów, a miejscami wręcz technobełkot. Tak to w każdym razie zapamiętałem, a wspominam o tym tutaj, bo historie zawarte w "Cyberiadzie" rozgrywają się w tym samym świecie i czasami mają ten sam problem. Na szczęście nie dzieje się to zbyt często i nie jest w stanie przyćmić licznych zalet tego zbioru. Znajdziecie w nim szczyptę humoru, trochę przygód, sporą porcję filozofii, ale przede wszystkim masę niesamowitych pomysłów, którymi Lem sypie jak z rękawa. Łączenie wielu jednostek we wspólną świadomość, aby stworzyć idealne oddziały zbrojne. Miniaturyzacja ludzi, aby zaoszczędzić zasoby i poradzić sobie z przeludnieniem. Zamiana ciał, manipulacja ludzkimi snami, zabawy czasem - znajdziecie tutaj to wszystko i o wiele więcej. Sporo miejsca Lem poświęca też tematowi tworzenia idealnie szczęśliwego społeczeństwa. Z jakim skutkiem? O tym mam nadzieję przekonacie się sami, do czego szczerze zachęcam.
Cokolwiek raz się stało, już się nie odstanie. Komu bliźni zrujnował doczesność, ten w rekompensacie otrzyma światłość wiekuistą. Lecz przecież jutrzejsza kiełbasa nie nasyci wczorajszego głodu, nawet jeśliby miała być nieskończonej długości. Nie takiej pragnę arytmetyki, bo nie widzi mi się dodawanie, w którym przyszła perfekcja z nawiązką anuluje przeszłą paskudę. Nieodwracalność czasu - oto naczelna nielojalność bytu!